niedziela, 16 grudnia 2012

Dyscyplina






Dyscyplina

Paco Ahlgren




Podczas zagłębiania się w powieść miałam skrajne odczucia. Podzieliłam ją więc na kilka etapów.
 Etap pierwszy: „genialne przemyślenia” była to wielka ekscytacja i zafascynowanie nową lekturą. Dopiero poznawałam postać Douglasa Cole`a, a historia opowiadana przez niego samego wydała mi się niezwykle interesująca. Chociaż książka nie należy do najkrótszych, byłam pewna optymizmu wiedząc, że wciągnęłam się i nie będę miała problemów z przeczytaniem.
Przedstawiona została młodość głównego bohatera, która nie rysowała się najlepiej. Jednak opowieść o nim i o jego rodzinie, zarówno dobrych jak i złych chwilach pochłaniała mnie całkowicie. Poznajemy jego problemy, dotyczyły jego rodziców. Wtedy również poznajemy Jacka, który w oczach młodego Douglasa jest bohaterem. ten etap książki wydawał mi się bardzo ciekawy i mimo wielu problemów, które mogły dotyczyć każdego z nas, często pojawiał się na mojej twarzy uśmiech.  Pod koniec tego okresu, kiedy nieszczęśliwe wypadki osiągnęły apogeum, losy młodego bohatera przypominały leksykon narkotyków, po których zażyciu miał genialne przemyślenia…”

Niewiele znaczę dla świata… jestem wszystkim i jestem niczym…” Zaczęłam się zastanawiać czy nie jest to jakiegoś rodzaju reklama i powinniśmy zażyć jakiś używek, żeby lepiej zrozumieć świat.
 Douglas zyskał małą fortunę i przeniósł się, powoli wkraczając do dorosłego świata. Mogłoby się wydawać, że został sam pozostawiony na pastwę losu.
Etap drugi: ” znieczulanie i pasmo nieszczęść ” sposób na radzenie sobie z demonami przeszłości był dość zgubny w skutkach. Ten etap książki wprowadzał mnie w stan smutku, jakiś rodzaj depresji. Dowiadujemy się jaki groźny jest główny przeciwnik, zły  charakter i jaki wpływ wywiera na Douglasie mimo, że nie wie do końca z kim ma do czynienia. Okres w którym nasz bohater staje na skraju szaleństwa. Wydawało mi się niejednokrotnie, że sam wprowadził się do takiego stanu, dążył do autodestrukcji, a jego nierealny przeciwnik tylko wykorzystuje jego słabości. Poznajemy w tym okresie również Jeffersona, który wydaję się być wszystkowiedzącym mentorem. Podczas czytania miałam nadzieję, że coś się zmieni, że książka nie będzie wyglądać tak do końca. Nudziła mnie długość tego okresu, a przesuwanie kartek z nadzieją doprowadzała mnie do szaleństwa tak samo jak głównego bohatera.
Etap trzeci: „ poznanie świata” wreszcie pojawił sie promyczek nadziei. Douglas wychodził z dołka i już nie musiał borykać się z tym sam. W książce na nowo pojawił się humor, a na mojej twarzy uśmiech. Dochodzenie głównego bohatera do normalności wydawało mi się nierealnie przystępne. W tym okresie dowiadujemy się, że nic nie jest przypadkowe i do czegoś dąży. Poznaliśmy kim tak naprawdę jest wróg, a to co stało się Douglasowi po prostu musiało nastąpić. Wszystko co się stało do tej pory miało cel, którego nasz bohater nie może do końca zrozumieć. Douglas zaczął wychodzić na prostą, zaczął kłaść podwaliny pod przyszły sukces. I właśnie wtedy pojawił się protest z mojej strony. Musiałam odpocząć od tej lektury, która choć mnie zaciekawiła to również niezwykle mnie zmęczyła.
Po powrocie, chciałam się dowiedzieć jak to wszystko się zakończy. Douglas zgłębiał świat z każdej możliwej stron. I doszłam do ostatniego etapu czyli „rozczarowania”. Kiedy już ich historia się zakończyła, miałam wrażenie, że wróg wcale nie był potrzebny. Właściwie nie wydawało mi się, żeby walka z wrogiem była znacząca. Większość czasu autor spędził na przedstawianiu nam swojej wizji i przedstawianiu genialnego pomysłu, który w rzeczywistości nie miałby możliwości istnienia. Pokazał nam on swoje własne postrzeganie świata. Tak naprawdę wróg, wokół którego toczyła się fabuła nie był wcale tak istotny. Pomógł on tylko stworzyć możliwości.

Utwór jako całość jest według mnie średni, mimo to potrafi wciągnąć, a pomysły autora są ciekawe,  książka pozwoliła mu  podzielić się nimi.

1 komentarz: